“Autostop, autostop, wsiadaj bracie dalej hop! Rusza wóz…”. Tekst i melodia piosenki Kariny Staniek to jeden z tych utworów, który łatwiej zaśpiewać niż wdrożyć. Już sam pomysł jazdy autostopem może wywoływać wiele emocji. Szczególnie u osób, które wciąż mają przed sobą swój pierwszy raz w tej kwestii. Ten sposób przemieszczenia się budzi określone obawy, aktywuje stereotypy, każe szukać odpowiedzi na pytania, którymi nie musimy zamartwiać się, kupując bilet na samolot, autobus czy pociąg. Każda podróż autostopem jest inna, każda ma swój urok i z pewnością warto znaleźć w sobie odwagę i chęci, by choć raz przekonać się o tym na własnej skórze. Aby nieco oswoić ten przesiąknięty miejskimi legendami temat, zebraliśmy wypowiedzi czterech autostopowiczek. Dziewczyny różni wiele: stopowe doświadczenie, wiek, temperament, miejsce zamieszkania, życiowe pasje i wykształcenie. Łączy płeć piękna i miłość do stopa. Każdej z nich zdałem te same pytania, na które otrzymałem zupełnie inne odpowiedzi. Tak to już z kobietami bywa... 🙂
Mam nadzieję, że ich przykłady i różnorodność tych doświadczeń będzie dla Was inspiracją i zachęci do spróbowania podróży autostopem.
Gdzie do tej pory łapałaś stopa?
Dotychczas podróżowałam autostopem tylko (i aż) w Polsce. Pierwsza podróż autostopem była do Poznania, na przetarcie szlaków + powrót do Warszawy. Druga do Wrocławia + powrót do Warszawy. Trzecia z Olsztyna do Warszawy.
Jak zaczęła się Twoja przygoda ze stopowaniem?
Zawsze fascynowało mnie życie z lekką adrenaliną, skoki ze spadochronem, bungee, noclegi w dzikich miejscach, podróże bez pieniędzy, życie w dżungli. Któregoś razu po prostu wstałam i powiedziałam, że to czas spełniania marzeń i wyruszyłam w samotną podróż stopem. Z wyprawy na wyprawę podobało mi się to coraz bardziej: przygody, ludzie i wolność.
Którą historię ze stopa będziesz opowiadać swoim wnukom?
Pierwsza podróż autostopem do Poznania była lekcją życia i poczucia bezpieczeństwa. Stojąc na przystanku autobusowym z tabliczką “Poznań”, zatrzymał się pan, który wydawał mi się nieco tajemniczy, mroczny i niekoniecznie czułam się bezpiecznie, patrząc mu w oczy. Ostatecznie uznałam, że pewnie panikuję i że głowa płata mi figle, więc wsiadałam do samochodu i pojechaliśmy. Kierowca przez cały czas rozmawiał z kimś przez telefon i mówił, że: “Spokojnie tym razem nic nie wiozę w bagażniku”. Jak to usłyszałam, to moje serce stanęło, zastanawiałam się, czy przeżyję wyskoczenie z samochodu. Pan był dość otyłą osobą, z bardzo ciemnymi oczami i jak mówił, to zachowywała kamienną twarz pokerzysty. Opowiadał coś o pistolecie, pytał, czy nie boję się sama podróżować z nieznajomym i że co by było, gdyby on okazał się mordercą. Na te słowa od razu pomyślałam, że już nie żyję, po czym poprosiłam o wysadzenie mnie przy najbliższej okazji. Tłumaczyłam to tym, że złapię innego stopa, który jedzie bliżej kierunku mojego celu. Pan się zatrzymał i jeszcze wspomniał coś w stylu, bym uważała na siebie, bo nigdy nie wiesz, z kim podróżujesz. Na sam koniec okazało się, że kierowca jest myśliwym, że miał na myśli broń myśliwską, a dzwoniła do niego żona. Gdy wysiadłam, poczułam ulgę. Finalnie nie przestraszyłam się aż tak bardzo, pojechałam dalej z innym kierowcą.
Innym razem, jadąc do Wrocławia z przyjaciółką, spotkałyśmy czarnoskórego mężczyznę, który mówił po angielsku i chciał zabrać nas do siebie do domu. Chciałyśmy dotrzeć do Wrocławia. On powiedział, że jedzie do centrum Wrocławia (lub źle zrozumiałyśmy), ale wylądowałyśmy na jakieś wsi ok. 40 km od Wrocławia. Facet powiedział, byśmy zaczekały w aucie, a on przyjdzie po nas z kolegą i zawiozą Was dalej. Gdy tylko wysadził nas na przystanku, od razu uciekłyśmy do autobusu jadącego do Wrocławia. Od początku nie czułyśmy się bezpiecznie, wsiadając do tego auta.
Na sam koniec najciekawsza i najzabawniejsza opowieść. Powrót z Olsztyna wyglądał tak, że kierowca, który był Grekiem, poprosił, abym poprowadziła samochód, bo chciałby się zdrzemnąć. Jak widać, można być autostopowiczem i kierowcą jednocześnie.
Generalnie, oprócz dwóch opisanych wyżej sytuacji (zazwyczaj łapiąc stopa, nie jest to docelowa osoba, która zabierze Cię od razu na miejsce, musisz się przesiąść do kolejnego samochodu), trafiałam na bardzo uroczych ludzi. Co ciekawe, każda kolejna osoba, która się zatrzymywała, nawet myśliwy, w młodości miała doświadczenia autostopowe.
Czego nauczyło Cię podróżowanie stopem?
Podróż autostopem nauczyła mnie wiary we własną intuicję, siły, pewności siebie, otwartości, rozwagi, czytania osobowości, słuchania tego, co druga osoba ma do powiedzenia, odwagi, samotności i miłości do bliźnich.
Podziel się dobrą radą starego wyjadacza dla autostopowego żółtodzioba
Gdzie do tej pory łapałaś stopa?
Jeździłam po całej Polsce, często na trasie z Suwałk do Warszawy. Poza tym stopowałam też w innych krajach: Niemcy, Francja, Hiszpania, Portugalia, Holandia, Austria, Włochy, Szwajcaria, UK, Czechy, Litwa, Norwegia, Cypr, Islandia, Maroko, Jordania, Izrael, Australia, Nowa Zelandia, Malezja, Singapur, Tajlandia, Bali.
Jak zaczęła się Twoja przygoda ze stopowaniem?
Pierwszy raz na stopa jechałam w drodze na obóz harcerski w Gorcach w 2010/11 kiedy, próbowaliśmy dotrzeć do miejsca, gdzie stacjonowała już inna drużyna. Byłam wtedy w gimnazjum. Niedługo później (w liceum) zaczęłam dojeżdżać autostopem do szkoły w mieście jakieś - 11 km. Zdarzało się, że kierowcami byli znajomi rodziców, którzy mnie rozpoznali. Stopniowo nabierałam wtedy zaufania do tego środka transportu.
Dalsze podróże zaczęły się dopiero na studiach. Kiedyś trafiłam na grupę na Facebooku “Autostopowicze czyli my“ i poznałam dziewczynę z Warszawy, która szukała kompanki do wspólnych wyjazdów. Następnego dnia poszłyśmy na śniadanie, 3 dni później jechałyśmy razem stopem w stronę Wrocławia, a po 3 tygodniach znajomości, podróżowaliśmy autostopem po Norwegii.
Przytocz co najmniej jedną historię ze stopa, którą będziesz opowiadać swoim wnukom.
Jordania, rok 2018, pierwsze dni stycznia.
Razem z moim partnerem łapiemy stopa na trasie wzdłuż Morza Martwego, w stronę Akaby, nad morzem Czerwonym. Zatrzymuje się samochód w środku 3 dorosłych, kobiety w burkach, kierowcą jest mężczyzna i okazuje się, że mówi po angielsku. Po serii pytań o nasze pochodzenie i destynacje, wyciąga telefon i dzwoni do kogoś. Jedziemy dalej, powoli zaczyna się ściemniać. Kierowca odkłada telefon i uradowanym głosem pyta nas, czy mamy gdzie nocować, bo jeśli nie to zaprasza nas do siebie na wieś, na poczęstunek i nocleg. Mówi, że właśnie rozmawiał z (chyba) bratem i że będzie dla nas miejsce. Zapytaliśmy o szczegóły, wszystko wydawało się w porządku zatem przyjęliśmy ofertę noclegu.
Na miejscu czekała już na nas bardzo liczna rodzina i sąsiedzi naszego gospodarza. Okazało się, że zaprosił ich wszystkich po to, żeby mogli poznać kogoś z Europy. Obok domu stał ogromny namiot po środku palenisko. Zaprosili nas tam usiedliśmy na honorowych miejscach, podano nam herbatę i kolację. Później przyszedł czas na wywiady.
Więc my siedząc po jednej stronie ogniska a rodzina i sąsiedzi (moze z 6 osob plus kilkoro dzieci w różnym wieku) po drugiej, a po naszej prawej dwoje “tłumaczy”. Rodzina zadaje pytania, później następuje tłumaczenie, my odpowiadamy, znowu tłumaczenie, a wśród rodziny słychać odgłos przypominający nasze “aaaaha”. W międzyczasie robią nam zdjęcia, przynoszą do przymierzenia jakieś ubrania i chusty na głowę. Później jeszcze krótka sesja zdjęciowa, to z babcią, to z ciociami, ktoś daje nam do potrzymania dziecko. Cyk. Koniec zdjęć. Później nocleg i śniadanie. Przemili ludzie. To był jeden z pierwszych momentów kiedy poczułam, jak ważne jest to, by opowiadać lokalnym także o naszej kulturze. Pamiętam ich zaskoczenie gdy pokazałam im zdjęcia ośnieżonych lasów rosnących na mojej rodzinnej Suwalszczyźnie.
Druga historia: Australia, 2019 r.
Zatrzymaliśmy się wtedy na noc w hamaku nad jeziorem, pod małym miasteczkiem Tennant Creek leżącym w północnej części Outbacku. Gdy z samego rana stanęliśmy na wylotówce, nie spodziewaliśmy się, że czeka nas tak gorący dzień. Żar lał się z nieba. Termometry pokazywały 43 stopnie. A my co chwilę chodziliśmy zmoczyć głowę i ubranie pod wodą z pobliskiego kranu. Droga, przy której staliśmy, była głównym i jedynym szlakiem przejazdu łączącym północ Australii z południem. Mimo to rzadko przejeżdżały tamtędy samochody.
Wreszcie w połowie dnia ktoś się dla nas zatrzymał. Ucieszeni wskoczyliśmy do auta. Przejechaliśmy zaledwie dwa, może trzy kilometry, kiedy kierowca zaczął zwalniać. Zmartwiony zatrzymał się na poboczu w cieniu jedynego drzewa w okolicy. Oznajmił, że silnik się przegrzewa i nie da rady jechać dalej. Przeprosił nas i powiedział, że poczeka aż się silnik się ochłodzi i wróci do miasteczka, a w nocy wyruszył na południe. Wróciliśmy zatem do naszego kranu z zimną wodą, żeby zastanowić się, co dalej.
Kiedy zaczęło się ściemniać, podjechał do nas na oko sześćdziesięcioletni mężczyzna. Powiedział, że nie jedzie na południe, ale mieszka niedaleko i jeżeli nie złapiemy stopa do wieczora, to wróci po nas i będziemy mogli spać w jego domu. Zgodziliśmy się. Gdy było już ciemno, przyjechał ponownie i zabrał nas do siebie. Na miejscu zobaczyliśmy dom ze stajnią. Dookoła kręciło się mnóstwo zwierząt: psy, koty, kury i konie. Dom stał na półmetrowych palach i przypominał duży garaż z drewna otoczony siatką na owady, a w środku kilka pokoi i kuchnia. Pod domem znajdował się malutki kurnik. Gospodarz zaprowadził nas do pokoju, gdzie mogliśmy zostawić nasze plecaki. W łazience pod prysznicem znalazłam piękną jasnozieloną żabkę, a po ścianie w naszej sypialni biegał włochaty pająk wielkości mojej twarzy.
Nasz gospodarz - Jerry okazał się być półaborygenem z grupy Warumungu. Przez cały wieczór słuchaliśmy historii o życiu rdzennych mieszkańców Australii, outbacku, dowiedzieliśmy się o “skradzionym pokoleniu”. Pokazywał fotografie, przynosił stare bumerangi służące do polowania na kangury, opowiadał o busz-kuchni. Dużo żartowaliśmy. To było jedno z najpiękniejszych spotkań, jakie przeżyłam podczas tej pięciomiesięcznej wyprawy. Do końca życia zapamiętam tę przenikliwą czerwień pustyni i spokojne, mądre oczy Jerrego.
Czego nauczyło Cię podróżowanie stopem?
Autostop dał mi szansę poznania ludzi, których nie miałabym sposobności spotkać w innych okolicznościach. A każdy napotkany człowiek to inna historia. Zauważyłam, że wiele osób korzystając z tego, że najpewniej to nasze jedyne spotkanie w życiu, pozwalała sobie intymne zwierzenia: opowiadali mi swoich trudnościach i lękach, a ja z ciekawością i w skupieniu słuchałam tego, czym chcieli się ze mną podzielić moi rozmówcy. Każdy z nas potrzebuje kontaktu z drugim człowiekiem, jedni po to, by usłyszeć czyjąś historię, a inni, żeby spojrzeć na swoją innymi oczyma. Dzięki podróżowaniu na stopa zrozumiałam, jak pięknie różnorodny jest świat. To, co dla mnie jest czymś zwyczajnym, dla kogoś może być zupełnie niezwykłe.
Podziel się dobrą radą starego wyjadacza dla autostopowego żółtodzioba
Gdzie do tej pory łapałaś stopa?
Jestem dwukrotną zwyciężczynią wrześniowej edycji Wyścig Autostopem Festiwal (WAF) na trasie Gdańsk – Comacchio we Włoszech (trasa na Łódź, Katowice, Brno, Wiedeń, Graz, Wenecja, Ferrar). Brałam udział w Wyścigu Autostopem Poznań (WAP) na trasie Poznań — Ada Bojana w Czarnogórze (trasa Wrocław, Brno, Wiedeń, Graz, Zagrzeb, Makarska, Mostar, Dubrownik, Budva). WAP odbywa się co roku w majówkę i za każdym razem w inne miejsce (ok. 1000 uczestników). Jest to dużo większa impreza niż WAF (ok. 300 uczestników) z uwagi na to, że odbywa się we wrześniu. Według mojej wiedzy jest w Polsce 7 organizacji, które zajmują się stopowaniem. Najbardziej popularny termin to długi weekend majowy. Wtedy dochodzi do zakorkowania na popularnych stacjach benzynowych.
Side note: Przed wyścigiem warto sprawdzić, destynacje innych wyścigów.
Ponadto stopowałam w Polsce, towarzyszko, nie na wyścigach. Przejechałam trasy: Gdańsk — Poznań; Gdańsk — Wrocław; Koszalin — Giże koło Olecka, Koszalin — Zaścianek Babie Lato, Ziemiary ( woj. łódzkie, na festiwal Frutamaniana).
Jak zaczęła się Twoja przygoda ze stopowaniem?
Moja siostra studiowała w Poznaniu i na jakiejś imprezie poznała ludzi, który stopują z WAP. Stwierdziła, że chce spróbować. Przerażona mama poprosiła mnie, żebym z nią porozmawiała i odwiodła ją od tego pomysłu. Po powrocie do Trójmiasta oznajmiłam mojemu chłopakowi, że my też jedziemy. Byliśmy kombinacją szczęścia i ogarnięcia. Już pierwsza nasza podróż autostopem zakończyła się wygraną, co tylko podsyciło moją ochotę na udział w kolejnych edycjach.
Którą historię ze stopa będziesz opowiadać swoim wnukom?
Moja najbardziej szalona podróż autostopem zaczęła się balem magisterskim, z którego wybiegłam jak Kopciuszek, gdy tylko ujrzałam pierwsze promienie słońca. Zrzuciłam pantofelki i zgarnęłam plecak. W niecałe 24 h byłam w Wiedniu, gdzie czekała mnie bezsenna noc na stacji benzynowej bez namiotu. Wysadził nas tam pastor, który przed odjazdem złapał za ręce swoją żonę, moją siostrę, mnie i zmówił modlitwę za naszą bezpieczną podróż. Chyba pomogło, bo dalsza podróż była bezproblemowa. Nie zdążyłyśmy zrobić siusiu, a tu stop za stopem. Dojechałyśmy do Chorwacji, skąd zgarnęła nas paczka znajomych (facet po 50-tce, który nie mówił po angielsku oraz dwie na oko 30-letnie kobiety). Byli w Chorwacji, bo jedna z nich miała mieć operację plastyczną nosa, ale jej lekarz miał delirkę i nie poddała się zabiegowi. Sic! Korzystając z okazji, podziwiali uroki Riwiery Makarskiej i tak trafiliśmy na siebie. Gdy wrzucałam rzeczy do bagażnika, zwróciłam uwagę, że leży tam wózek inwalidzki, ale nie śmiałam zapytać o detale. Ci ludzie byli dla nas bardzo uprzejmi, chcieli nakarmić i napoić nie tylko wodą. Mieli nas podwieźć do Dubrownika, ale okazało się, że w Chorwacji zamykają stacje na noc, a my nie miałyśmy namiotu, więc stwierdzili, że zabierają nas ze sobą do Bośni i Hercegowiny. Jedna z tych kobiet była przewodnikiem wycieczek, więc w nocy zaliczyłyśmy z siostrą wycieczką po murach osmańskich, winiarnię i degustowałyśmy lokalne przekąski. Na pytanie, dlaczego ten mężczyzna nie zwiedza z nami, dowiedziałyśmy się, że jest sparaliżowany od pasa w dół, co rozwikłało zagadkę zawartości bagażnika. Wycieńczone podróżą marzyłyśmy tylko o tym, żeby się odświeżyć i zdrzemnąć. Miałyśmy zostać na noc u jednej z tych kobiet, ale okazało się, że jej współlokatorka zorganizowała imprezę i nie uda nam się tam zregenerować, więc stanęło na tym, że przenocuje nas ten mężczyzna. Nie powiem, miałam obawy. Tym bardziej że jego rezydencja znajdowała się poza miastem. Byłam w stałym kontakcie z moim chłopakiem, który pozostawał w Polsce, udostępniałam naszą lokalizację, a Ci ludzie dali nam swoje paszporty, żebyśmy mogły wysłać rodzicom informację. Dom przeszedł moje najśmielsze oczekiwania, był dostosowany do potrzeb niepełnosprawnego. Przytulny, ale pełen butelek po alkoholu, co wskazywało na to, że jest to samotny mężczyzna. Nalegał, żebyśmy spały w jego sypialni (a on w salonie), ale kategorycznie, odmówiłam zapewniając, że kanapa nam wystarczy. Przezornie wpadłam na pomysł, że poustawiam butelki po alkoholu na trasie i jeżeli będzie się poruszał, to usłyszę dźwięk szkła. Co więcej, spałam z nożem pod poduszką (przezorny ubezpieczony), byłam przecież odpowiedzialna za młodszą siostrę. Wycieńczona podróżą i balem magisterskim, bo przypominam zaczęłam ten wyjazd imprezą, nie słyszałam budzika i obudziłam się widząc przed sobą twarz rzeczonego mężczyzny. Przerażona „wyskoczyłam z nożem”. Wielkie było jego zdziwienie, ale ze spokojem podał mi kartkę, na której przy pomocy translatora napisał liścik, że musi jechać do miasta oraz że śniadanie czeka w kuchni i że podwiezie nas, gdziekolwiek chcemy, nawet z powrotem do Dubrownika. Na odchodne zostawił nam swój numer i poinformował, że gdybyśmy utknęły do południa, to w drodze powrotnej po nas zajedzie.
Nie spodziewałam się tak wiele bezinteresownej pomocy od obcych ludzi. Jeżeli trafisz na dobrych ludzi, to nawet bariera językowa nie stanowi problemu. To tylko jedna z wielu takich historii. Podróż autostopem napełnia moje serce wdzięcznością i przywraca wiarę w ludzi.
Czego nauczyło Cię podróżowanie stopem?
Hmm… ciężko na to jednoznacznie odpowiedzieć. Każda podróż autostopem jest kształcąca. Dużo zależy od ludzi, jakich spotka się na trasie. Dla mnie nieważna jest destynacja, a to z kim jadę (nie podróżowałam sama). Taki sposób podróżowania jest wymagający energetycznie. Ciągle trzeba być na tzw. wysokich wibracjach, dlatego ważne jest to, aby uzupełniać się z partnerem, albo liczyć się, że ten „koszt” spada na barki jednej osoby. Oczywiście, jeżeli obie ze stron mają zupełnie inne podejście, to też jest OK. Ważne, by ustalić to przed startem.
Każde podróżowanie autostopem to lekcja o mnie samej. Poznawanie swoich ograniczeń, często słabych punktów (np. orientacja w terenie, działanie pod presją czasu, czy podzielność uwagi, kiedy trzeba zabawiać rozmową kierowcę i szukać dogodnego miejsca, żeby wysiąść). Nie ma co ukrywać, to nie jest sposób podróżowania dla każdego, trzeba być gotowym na niedogodności (np. akceptować, to, że kierowca pali, chociaż samemu stronimy od tytoniu; nieprzespana noc, albo taka na stacji benzynowej; brak prysznica i nieprzewidywalne warunki pogodowe). Gdybym miała odpowiedzieć jednym słowem, to powiedziałabym, że autostopowanie uczy pokory.
Stopowanie wnosi w moje poukładane, rutynowe życie dużo świeżości. Przywraca mi wiarę w ludzi, bo tyle dobra, ile doświadczam na trasie, to nawet magia świąt nie wywołuje. Motywuje, by być dobrym człowiekiem, bo to wróci w najmniej oczekiwanym momencie.
Podziel się dobrą radą starego wyjadacza dla autostopowego żółtodzioba
Nie bierz noży jeżeli planujesz podróż przez Niemcy — grozi za to mandat. Polecam zabrać butelkę filtrującą wodę i powerbank jako podstawowe wyposażenie. Jeżeli stopuje się za granicą, to warto mieć z sobą polską flagę, nasi rodacy są wszędzie i całkiem skorzy do pomocy.
Jak zaczęła się Twoja przygoda ze stopowaniem?
Początkowo chciałam pojechać stopem z ciekawości. Lubię robić rzeczy, których przedtem nie robiłam. Adrenalina i przygoda – tego początkowo oczekiwałam od podróży autostopem. Niższe koszty podróży miały wtedy też niemałe znaczenie. Kiedy mówiłam rodzinie i znajomym, że planuję jeździć stopem przez miesiąc po całej Gruzji, wszyscy łapali się za głowę. Trzy niespełna dwudziestoletnie dziewczyny same w takim dzikim kraju i jeszcze autostopem? Przecież to głupie i niebezpieczne. W każdym razie, gdyby nie ta młodzieńcza fantazja i trochę odwagi, nigdy nie poznałabym prawdziwej przygody.
Gdzie do tej pory łapałaś stopa?
Oj, było tego sporo. Po Polsce jeździ się bardzo przyjemnie, czasem kierowcy zatrzymują się z ciekawości, zaskoczeni, że autostopowicze jeszcze istnieją. Najprzyjemniej zawsze jeździło mi się w górach. Ludzie widząc zmęczonych wędrówką podróżników z plecakiem chętniej się zatrzymują. Za granicą głównie jeździłam po Europie: Chorwacja, Czarnogóra, Bośnia, Serbia, Albania, Rumunia, Mołdawia, Ukraina, Czechy, Słowacja, Węgry, Słowenia, Austria, Niemcy, Belgia, Holandia, Anglia, Szkocja, Norwegia, Litwa. Miałam też okazję zwiedzić w ten sposób Gruzję, Rosję, Kazachstan, Kirgistan. Są kraje, które są rajem dla autostopowiczów i łapie się tam bardzo szybko, jak kraje bałkańskie czy Gruzja, w niektórych autostop nie jest zbyt popularny — przykładowo Hiszpania. Są też państwa, gdzie wiele osób stopuje na co dzień, na przykład jadąc do pracy, ale za tego “stopa” się płaci. Dlatego będąc w Rumunii czy Kazachstanie, najlepiej na wstępie zaznaczyć kierowcy, że nie macie pieniędzy, albo że chcecie jechać za darmo, bo w przeciwnym razie pod koniec podróży może liczyć na rachunek.
Przytocz co najmniej jedną historię ze stopa, którą będziesz opowiadać swoim wnukom.
Dzięki podróżowaniu autostopem miałam okazję przejechać się Teslą, jechać w dostawczaku razem z meblami, podróżować kamperem na Syberii, przejechać na pace pick-upa przez rzekę, zwiedzać atrakcje północnej Gruzji radiowozem czy jechać ponad tysiąc kilometrów pancernym UAZem przez Syberię.
Takie wyprawy dały mi również możliwość poczucia się w obcym kraju jak lokals. Na wakacjach all-inclusive nie piłabym prawdziwego domowego kumysu w kirgiskiej jurcie, nie tańczyłabym przy ognisku narodowego tańca gruzińskiego przy dźwiękach panduri, nie próbowałabym dziczyzny upolowanej wcześniej przez mojego norweskiego gospodarza, nie śpiewałabym “Volare” na karaoke we włoskiej knajpce w wiosce, do której trafiłam przypadkiem, nie miałabym okazji zmieniać opony w nocy pośrodku kazachskich stepów, a Szkot, który mnie podwoził nie wypożyczyłby mi auta, bym mogła dostać się na wyspę Skye. To tylko kilka historii, które na ten moment przychodzą mi do głowy, ale przez ponad 10 lat uzbierało się ich sporo.
Czego nauczyło Cię podróżowanie stopem?
Autostop to świetna opcja, żeby dobrze poznać kraj. Tak od środka. Prosto od jego mieszkańców, kultury, muzyki, jedzenia, języka. Ale to przede wszystkim najlepszy sposób na to, by lepiej poznać siebie. Stopowanie na pewno uczy pokory, szacunku i cierpliwości. Stojąc przy drodze z wyciągniętym kciukiem, nigdy nie wiadomo czy postoimy 10 minut czy 2 godziny. Trzeba cieszyć się chwilą, uśmiechać do kierowców i wierzyć, że ktoś w końcu będzie chciał nas podrzucić. Niczego nie możemy wymagać. Dzięki autostopowi nauczyłam się akceptować i cieszyć sytuacją, w jakiej jestem i podchodzić do życia bardziej elastycznie. Takie wyprawy dają poczucie prawdziwej wolności. Z jednej strony jesteśmy zależni od kierowców, ale za to nic nas nie ogranicza. Nie trzeba spieszyć się na pociąg czy samolot, dojechać do hotelu w godzinach zameldowania czy męczyć się kilkanaście godzin na jednym siedzeniu.
Podziel się dobrą radą starego wyjadacza dla autostopowego żółtodzioba
Zdjęcie główne: Dru Kelly. Flickr.com.