Branża turystyczna, w tym także podniebni przewoźnicy, mocno odczuwa skutki pandemii i ograniczonej dostępności do podróży. Mniejsza mobilność podróżnych i globalny strach przed chorobą sprawiły, że siatki połączeń zostały radykalnie zawężone w 2020 r. W tym roku statystyki rosną, choć wciąż niewiele parametrów nawiązuje do tych z rekordowego 2019 roku. Oprócz liczby operacji lotniczych i sprzedanych biletów papierkiem lakmusowym podniebnego sektora może być liczba zamówionych maszyn lotniczych. Jak szacuje IATA, w 2021 r. przewoźnicy odbiorą od producentów 1142 samolotów. Dla porównania, w 2020 r. W hangarach linii lotniczych zaparkowano 805 odrzutowców.
Stowarzyszenie Transportu Powietrznego zdradza, że w następnym roku maszyn ma być jeszcze więcej – 1622. Rosnący popyt na odrzutowce może oznaczać, że zarządy linii lotniczych prognozują poprawę koniunktury. Zagospodarowanie nowych maszyn oznacza rozbudowanie oferty połączeń lub wymianę starszych modeli na nowsze, bardziej ekonomiczne i bardziej komfortowe. Optymistyczne prognozy tłumi nieco informacja, że nie wszystkie urządzenia mogą zostać odebrane z powodu kryzysu lotniczego spowodowanego COVID-19. Sytuacja na świecie w tym temacie nadal jest dynamiczna, a przez to trudna do przewidzenia. Wiele zależy od kolejnych mutacji wirusa, liczby zaszczepionych osób i dystrybucji szczepionek do krajów mniej zamożnych. IATA ekstrapoluje, że niepewność potrwa jeszcze w dwóch najbliższych latach. Organizacja prognozuje, że popyt inwestycyjny linii lotniczych na nowe maszyny ma wyrównać się z tym sprzed pandemii dopiero w 2024 roku.
IATA odpowiada za 83% globalnego ruchu lotniczego i zrzesza 290 linii lotniczych. W tej grupie są też Polskie Linie Lotnicze LOT. Sektor lotniczy dostarcza ok. 4% światowego PKB, zapewniając zatrudnienie ok. 88 mln osób.