Jednym z najważniejszych miejsc na każdym turystycznym szlaku niewątpliwie jest toaleta. Włosi określają ją zazwyczaj słowem bagno (wymawiane: bańo) i takiego napisu najlepiej szukać rozglądając się za toaletą. Czasem można spotkać się także z toilette lub, rzadziej, z gabinetto. Nie warto natomiast pytać o ubicazione, bo słowo to oznacza po prostu… ‘lokalizację’ i nie ma nic wspólnego ze współczesnym znaczeniem polskiej ubikacji. Jak już zajdziemy nasze bagno (które może być płatne lub nie) może się okazać, że w umywalce nie leci woda! Oczywiście, awarie też się zdarzają, ale jeśli widzimy, że w umywalce jest kran, ale nie ma kurków, a mimo machania ręką pod kranem woda wciąż się nie pojawia, warto popatrzeć… na ziemię! W starszych włoskich toaletach można bowiem spotkać ciekawy system wody uruchamianej pedałem w podłodze, pod umywalką.
Jako że system toalet publicznych wygląda we Włoszech średnio (gdzie nie gdzie są, gdzie indziej trudno takowe znaleźć) rozwiązaniem może być także wejście do baru. A skoro już tam jesteśmy to warto powiedzieć kilka słów o tym miejscu.
Bar, inaczej niż w Polsce, to miejsce, gdzie Włosi chodzą na kawę, często także na śniadanie (składające się zazwyczaj ze słodkiego rogalika, cornetto, albo innego ciastka).
Pułapki czyhające na nas w barze mogą być dwie:
KOSZTY: ceny napojów mogą się różnić w zależności od tego, czy naszą kawę zamawiamy i pijemy przy ladzie, czy jednak chcemy, żeby podano nam ją do stolika. W tym drugim wypadku musimy się liczyć z możliwością, że kawa zostanie policzona nam o kilkadziesiąt centów drożej. Warto jednak pamiętać, że nie zawsze tak będzie. To praktyka stosowana przede wszystkim w dużych miastach, albo miejscach turystycznych.
MLECZNE FAUX PAS: rodzajów kaw jest we Włoszech bardzo wiele, warto jednak pamiętać, że kawy z mlekiem (takie jak cappuccino czy latte macchiato) pija się jedynie rano. Od pory obiadowej pije się już tylko czarne kawy, na czele z królem włoskich barów, czyli espresso (przy okazji: nazwę ‘espresso’ wymawiamy bez literki ‘k’ w środku! Espresso, a nie ekspresso).
Prawdopodobnie każdy z nas słyszał o wspaniałej włoskiej kuchni i będzie chciał na miejscu spróbować jakiś lokalnych specjałów. Zasad związanych z jedzeniem (co, kiedy, z czym i gdzie) jest we Włoszech multum, warto jednak przytoczyć tych kilka, które mogą być dla nas przydatne.
Na początek trzeba uporządkować, jakie rodzaje lokali występują we Włoszech. Spośród tych najpopularniejszych warto wymienić: bar, ristorante, trattoria, pizzeria, ale występuje też cała gama innych miejsc. Jeżeli chcemy zjeść większy posiłek to zapewne wybierzemy się do ristorante, albo do trattorii. Czym się różnią te dwa miejsca między sobą?
Z założenia ristorante powinno być bardziej eleganckie (a więc i droższe). Stoły przykryte są obrusami, a nasz rachunek będzie podwyższony o coperto – czym jest ta opłata, pisałam w tekście o niejednoznaczności włoskich słówek.
Trattoria (wymawiane jako: trattorija) natomiast powinna być bardziej skromna, mniej wyszukana, często w stylu rustykalnym, stoliki są niewielkich rozmiarów, często przykryte jedynie papierowymi obrusikami. Tutaj nie powinniśmy zapłacić coperto, a ceny powinny być troszkę niższe (choć powoli niestety zaczyna się to zmieniać ze względu na to, że wielu turystów poszukuje w swoich podróżach tej włoskiej autentyczności, co Włosi skwapliwie wykorzystują).
Pizzeria (również wymawiane z akcentem na ostatnią sylabę, jako: pizzerija) to oczywiście miejsce, gdzie zjemy największy włoski klasyk, czyli pizzę. Koniecznie bez ketchupu i ananasa! Takich dodatków raczej we Włoszech nie znajdziemy!
Często możemy natknąć się także na lokale łączone, np. ristorante-pizzeria, czy trattoria- pizzeria.
A jeśli chcemy zjeść taniej i szybciej?
Poza wymienionymi lokalami we Włoszech występuje wiele innych miejsc, gdzie można coś przekąsić. Możemy się zatem natknąć na przykład na pizza al taglio (pizza na kawałki), piadineria (miejsce z piadinami, podpłomykami, faszerowanymi na słono lub na słodko), tavola calda (lokal z gotowymi daniami, które można spożyć na miejscu lub wziąć na wynos), rosticeria (sklepik z daniami z rożna lub smażonymi, często także z możliwością konsumpcji na miejscu) itd.
Kolejną czyhającą na nas pułapką są godziny posiłków. Planując dzień myślicie sobie: „pozwiedzamy ile damy radę, a gdy się zmęczymy, tak koło godziny 16, zatrzymamy się na obiad”? Nic bardziej mylnego! We Włoszech knajpy serwują dania obiadowe zazwyczaj w godzinach 12-14.30 (czasem troszkę dłużej), po czym… zamykają kuchnie i otwierają się ponownie dopiero ok. godziny 19! Jeśli nie zdążycie zamówić obiadu w godzinach otwarcia kuchni zostają wam lokale, o których pisałam wyżej, gdzie możecie wspomóc się kawałkiem pizzy, podpłomykiem czy którymś z wariantów lokalnych krokietów.
Nie samym jedzeniem jednak żyje turysta we Włoszech, dlatego należy wspomnieć także o kilku innych pułapkach. Na całkiem sporo możemy się natknąć podczas przemieszczania się po Italii – czy to samochodem, czy koleją.
Jeśli zamierzamy jeździć po Italii koleją, koniecznie musimy pamiętać o skasowaniu biletu! We Włoszech bowiem na pociągi regionalne (regionale) i regionalne przyspieszone (regionale veloce) kupujemy bilety na relację, ale nie na konkretną datę. Taki bilet jest ważny dopiero jeśli zostanie przez nas skasowany! Kasowniki znajdują się na dworcu (nie w pociągach!), zazwyczaj przy wejściu na peron, dlatego musimy skasować bilet zanim wejdziemy do pociągu.
Żeby wsiąść do pociągu, należy najpierw go odnaleźć. Taka oczywistość, a jednak może nastręczać nam pewnych problemów. Włosi numerują jedynie tory (binario), a nie perony. Zazwyczaj w hallu głównym stacji znajduje się tablica z wyświetlonymi pociągami i ich torami. Należy jednak dokładnie się przyjrzeć, czy obok numeru toru nie pojawia się jakiś niewielki dopisek, np.: nord, albo est. Na niektórych włoskich stacjach zdarza się bowiem, że istnieją dwa tory o tym samym numerze, różniące się tylko tym, że jeden jest oznaczony jako ‘binario 8’, a drugi: ‘binario 8 est’ (czyli tor 1 wschód). I to są dwa zupełnie inne tory! Co więcej, w przypadku dużych stacji mogą być od siebie znacząco oddalone!
Alternatywą dla kolei może być podróżowanie samochodem (własnym, albo wypożyczonym). W tym wypadku, prędzej czy później, niezbędne będzie zatankowanie auta. Niby nic trudnego, ale… Na włoskich stacjach benzynowych często można spotkać się z dwoma rodzajami stanowisk do tankowania. Różnią się tylko opisem i… ceną za litr. Nad jednymi stanowiskami zobaczymy napis: servito i wyższą cenę paliwa – jeśli tutaj podjedziemy pracownik stacji zatankuje za nas, zazwyczaj też jemu będziemy płacić. Drugie stanowisko będzie natomiast opisane jako: self – tutaj musimy zatankować samodzielnie (płacą uprzednio w terminalu postawionym zwykle tuż obok dystrybutora), a cena będzie o kilka/kilkanaście centów niższa (ta różnica może dochodzić nawet do 40 centów!). Charakterystyczne dla włoskich stacji benzynowych jest też ich zamykanie na noc, wtedy nie mamy już wyboru i musimy wybrać taką z opcją self.
Kiedy już zatankujemy i pojedziemy zwiedzać interesujące nas zabytki, należy uważać, żeby nie wjechać w strefę ograniczonego ruchu, ZTL (pisałam o tym tutaj), obejmującą ścisłe centra miast. Zdecydowanie lepiej zaparkować poza centrum i zdecydować się na spacer. Spora część parkingów, podobnie jak w Polsce, jest płatna. Jak jednak się zorientować, czy możemy się zatrzymać w miejscu, które znaleźliśmy i czy powinniśmy uiścić jakąś opłatę za nie? Należy popatrzeć na linie. Otóż kolor, w którym są wymalowane linie miejsca parkingowego może nam dużo powiedzieć. Jeżeli linie są koloru białego to znaczy, że miejsce jest bezpłatne. Linie niebieskie – można parkować, ale miejsce jest płatne. Linie żółte – odpowiednik naszych kopert; należy posiadać specjalne pozwolenie, żeby parkować w danym miejscu. Wszelkie inne kolory liń (np. czerwone) występują rzadko, ale zdecydowanie powinny nas zniechęcić do parkowania w tym miejscu.
Współcześnie większość z nas porusza się po drogach kierowana nawigacjami. Warto jednak wspomnieć tutaj także o pewnym bardzo włoskim drogowskazie. Tak się bowiem czasem dzieje, że nawigacje we włoskich miastach się gubią; wąskie uliczki, grube mury średniowiecznych kamienic, specyficzne podejście włoskich kierowców do przepisów ruchu drogowego… To wszystko może spowodować, ze przyjdzie nam szukać drogi patrzeć na klasyczne drogowskazy przy ulicach. I tutaj może się zdarzyć, że próbując wyjechać z miasta nie zobaczymy na skrzyżowaniu drogowskazu z nazwą miejscowości, do które zmierzamy. Zamiast tego będzie widniała lista hoteli, czy lokalnych firm i tylko jeden znak na niebieskim tle z napisem: tutte le direzioni. Oznacza to: wszystkie kierunki i właśnie za tym znakiem należy jechać, tak długo aż nie pojawią się drogowskazy na poszczególne miasta.
Co do zdolności Włochów do komunikowania się w obcych językach krążą różne opinie. W miejscach mocno turystycznych i na północy kraju sytuacja wygląda trochę lepiej, ale po zboczeniu z utartego podróżniczego szlaku może być trudniej dogadać się po angielsku. Dlatego niewątpliwie warto przed wyjazdem zapoznać się najprzydatniejszymi włoskimi słowami, wyposażyć się w rozmówki, a także rozważyć poduczenie się samemu co nieco ich pięknego języka! W tym ostatnim z przyjemnością Ci pomogę. A zwiedzanie Włoch, gdy potrafimy się tam porozumieć jest jeszcze wspanialszym doświadczeniem! Warto też zajrzeć na mój facebookowy fanpage, gdzie opowiadam nie tylko o języku i kulturze Półwyspu Apenińskiego, ale dzielę się także licznymi praktycznymi radami, jak ułatwiać sobie podróżowanie przez ten przepiękny kraj.