Walka z pandemią COVID-19 jest obarczona dużą nieprzewidywalnością. Ostanie miesiące pokazały, że deklaracje reprezentantów WHO i lokalnych polityków były wielokrotnie weryfikowane przez wirusa. Nadzieją na przerwanie czarnego scenariusza i stopniowy powrót do normalności są szczepienia. Szef Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej – Janusz Janiszewski twierdzi, że prognozy Agencji wskazują, że jeśli szczepionka zadziała, ruch lotniczy wróci do poziomu z roku 2019 za trzy lub cztery lata. Mniej optymistyczny wariant zakłada, że regeneracja w podniebnej branży potrwa nawet osiem lat. Wszystko zależy od tempa szczepień, ilości zaszczepionych osób, kolejnych mutacji wirusa i dynamiki rozwoju pandemii.
Janiszewski szacuje, że pandemia zregresowała skrzydlaty przemysł o jakieś 15 lat. W 2020 roku nad polskim niebem ruch powietrzny zmalał o 60%, a w Europie spadek był jeszcze większy – o ok. 75% względem roku 2019 r. Na wyobraźnię działają też inne przykłady. W 2019 r. na lotnisku w podkrakowskich Balicach w szczytowej godzinie obsłużono 26 samolotów, a w najbardziej obłożonej godzinie 2020 r. tylko 3 maszyny. Lotnisko Chopina w Warszawie w 2019 r. obsługiwało nawet 42 aeroplany, podczas gdy w kulminacyjnym momencie 2020 r. zaledwie 15 samolotów.
To ogromny cios dla linii lotniczy, lotnisk i podmiotów świadczących usługi towarzyszące podróżom lotniczym. Cytowany ekspert porównuje ubiegłoroczne statystyki z poziomem, na którym byliśmy w 2004 r., wchodząc do Unii Europejskiej. Dołączenie do grupy krajów UE było dla nas ogromnym impulsem do podróży zagranicznych. Otwarte granice i tanie bilety lotnicze zachęcały do zwiedzania i migrowania. Śmiało można powiedzieć, że był to kamień milowy na osi czasu transportu lotniczego w Polsce. COVID zafundował przewoźnikom i pasażerom twarde lądowanie, sprawdzając statystyki do poziomu porównywalnego z etapem sprzed członkostwa w UE. W 2020 r. w polskiej przestrzeni powietrznej wykonano 377 tys. operacji lotniczych, czyli startów i lądowań. W 2004 r. było ich niespełna 360 tys.