Maroko jest krajem leżącym w północno-zachodnim krańcu Afryki, jednym z najbogatszych państw na tym kontynencie. Stolicą jest Rabat, a największym miastem Casablanca. Liczba ludności porównywalna do Polski. Dominującą religią jest Islam. Klimat jest bardzo zróżnicowany. Na północy ma cechy śródziemnomorskiego, w górach temperatura spada wraz ze wzrostem wysokości, a na obszarach pustynnych jest sucho, latem bardzo gorąco (występują upały nawet ok. 40 st. C), zimą chłodno (paręnaście stopni w dzień, nocami nawet około 0 st. C). Na wybrzeżu Atlantyku często występują mgły spowodowane wpływem zimnego prądu kanaryjskiego. Zimą w górach na znacznych wysokościach pada śnieg. Cechą charakterystyczną ukształtowania terenu jest wyżynny krajobraz. Góry Atlas rozciągają się na północy i w centrum kraju. Najwyższy szczyt to Tubkal (4165 m n.p.m.) leżący w Atlasie Wysokim. Linia brzegowa liczy 1835 km i jest oblewana na zachodzie wodami Oceanu Atlantyckiego, a na północy Morza Śródziemnego.
Polski obywatel przebywający tam do 90 dni nie musi mieć wizy. Aby dostać się na terytorium tego kraju, potrzebny jest paszport (dokument musi mieć ważność nie krótszą niż 6 miesięcy). W Rabacie jest ta sama strefa czasowa co w Warszawie, nie musimy zmieniać godziny na zegarku. Gniazdka europejskie, o standardowym napięciu. Ruch prawostronny. Żeby wypożyczyć i prowadzić samochód, nie potrzebujemy mieć międzynarodowego prawa jazdy, jednak jest ono mile widziane. Walutą jest dirham. Pieniądze można wymieniać w kantorach i bankach. Najlepiej mieć przy sobie euro, na drugim miejscu dolary amerykańskie (nowe banknoty, ponieważ wymiany starych mogą odmówić). Przed powrotem do domu warto wydać wszystkie pieniądze, gdyż poza krajem marokańska waluta jest niewymienialna. Bankomaty są dostępne, choć nie są bardzo powszechne. Jeżeli chodzi o płacenie kartą, to z tym może być problem. Lepiej mieć zapas gotówki. Ceny ogólnie są niższe niż w Europie i Polsce, choć nie są to zawrotne różnice. Językiem europejskim, w którym można się swobodnie dogadać, jest francuski. Angielski w stopniu podstawowym w turystycznych miejscach, niekiedy hiszpański. Woda z kranu nie nadaje się do picia. Trzeba ją długo gotować bądź kupować niestety w butelkach. Apteki są powszechnie dostępne. Wiele leków, w tym niektóre antybiotyki można kupić bez recepty. Wśród zalecanych szczepień oprócz tych rutynowych w Polsce (polio, tężec) są m.in. dur brzuszny i WZW A. Nie są one jednak wymagane.
Poruszanie się samochodem po Maroku może być miłą niespodzianką. Stan dróg, przynajmniej tych głównych, pomiędzy ważnymi ośrodkami jest bardzo dobry. Do tego natężenie ruchu jest znacznie mniejsze niż w Europie, dzięki czemu komfort jazdy jest naprawdę niezły. Wyjątkiem mogą być miesiące szczytu turystycznego oraz czas wakacji, kiedy przyjeżdża do ojczyzny wielu Marokańczyków żyjących za granicą. Autostrady są płatne. Wjeżdżając, należy pobrać bilet na bramkach, a przy wyjeździe zapłacić gotówką. Zazwyczaj przejazd kosztuje równowartość kilku euro. Infrastruktura też jest na wysokim poziomie. Co parędziesiąt kilometrów są stacje benzynowe z ubikacjami (bezpłatne) i punktami gastronomicznymi. Dopuszczalna prędkość na autostradach to 120 km/h i warto tego ograniczenia przestrzegać, gdyż dość często zdarzają się fotoradary. Poza terenem zabudowanym 80 km/h, w zabudowanym 60 km/h. Trzeba jednak patrzeć na znaki i pilnować się. Kontrole policji są bardzo często. Dodatkowo marokańskie służby są wyposażone w nowoczesne urządzenia pomiarowe, więc możemy zostać namierzeni nie wiadomo nawet kiedy. Policjanci są uprzejmi, a przy tym bardzo sumiennie wykonują swoje obowiązki. Próby różnego typu “negocjacji” kończą się zazwyczaj fiaskiem. Zapłacić trzeba i już. A może to być droga sprawa, bo o wysokości mandatu decyduje mundurowy. Podróże poza terenem zabudowanym można uznać za całkiem przyjemne, natomiast miasta i wsie bywają wyzwaniem. Po jakimś czasie przyzwyczaimy się do pewnego chaosu, który zdaje się tam panować, ale chwilę na pewno będziemy na to potrzebować. To, że kwestia linii na jezdni jest dość umowna, jest dla nas do zaakceptowania. Jednoślady i zwierzęta na drodze też ogarniemy. Natomiast naprawdę trudne do przyzwyczajenia się jest to, że pieszy nie ma pierwszeństwa, albo ma je niezwykle rzadko. Oznakowanych przejść jest niewiele, w zasadzie jedynie w dużych miastach. Dlatego ludzie przeciskają się pomiędzy pojazdami, grzecznie czekając na jakąś lukę. Musimy się do tego zwyczaju stosować niestety, gdyż zachowując się jak w Europie, narażamy się na stłuczkę oraz ów pieszego na potrącenie przez kogoś innego. W metropoliach takich jak Rabat czy Casablanca obyczaje są zbliżone do zachodnich. Tam też jest znacznie większe, niż w innych częściach kraju natężenie ruchu oraz korki, przede wszystkim w godzinach szczytu. Tu też musimy uważać na osoby przechodzące przez jezdnię pomiędzy samochodami oraz tych, którzy będą do nas podchodzić próbując umyć szybę, albo żebrać. Jeżeli mamy w planach wycieczkę w góry musimy mieć pewność, że nasze auto temu wyzwaniu podoła. Różnice wzniesień są znaczne, drogi wąskie, kręte i strome. W przypadku małego samochodu o słabym silniku podróż może się wiązać z całymi kilometrami przejechanymi na “jedynce”. Jesienią zaczyna na większych wysokościach padać śnieg, co zwiększa ryzyko związane z wyprawą. Jeżeli zdecydujemy się na jazdę pociągiem, możemy być pozytywnie zaskoczeni jakością kolei, w tym koleją dużych prędkości. Na peron można wejść jedynie za okazaniem ważnego biletu. Podróże autobusami dalekobieżnymi również są możliwe, niestety zazwyczaj trwają długo, co obniża komfort wycieczki.
Temat rzeka. W przypadku Maroka wyjątkowo interesujący, bo wielowątkowy. Handel jest czymś, czym tu się żyje. Każdy chce coś sprzedać, zaoferować, dobić targu. Ważnym elementem kultury jest negocjowanie ceny. Praktycznie w każdej miejscowości są zadaszone targowiska zwane sukami. W miejscach historycznych takich jak Marrakesz czy Fez mieszczą się one w medynach, czyli najstarszych częściach miast. Zazwyczaj jest to plątanina wąskich uliczek, niekiedy tak skomplikowana, że niektórzy przewodnicy radzą, żeby mieć przy sobie kompas, bo GPS potrafi się zgubić. Co można kupić na takich straganach? Całe mnóstwo wspaniałych rzeczy. Większość straganów proponuje piękne produkty wytwarzane lokalnie. Przede wszystkim rękodzieło, robione na miejscu przez rzemieślników, zajmujących się daną dziedziną od pokoleń. Osoby podróżujące samolotem mają ograniczony bagaż, czego wielokrotnie można żałować.
Ceramika, wyrabiana ręcznie przez lokalnych artystów, różniąca się wzorami w różnych regionach. Od najmniejszych talerzyków, kieliszków na jajka, przez talerze, miseczki, “kominki” do olejków po ogromne wazy, misy, a nawet umywalki. Wszystko w pięknych kolorach, ręcznie malowane. Osobną kategorię stanowi ceramika kuchenna służąca do przygotowywania potraw. Tu na uwagę zasługują gliniane naczynia do tagine (czyt. tadżin), tradycyjne danie na terytorium Maroka. Jeżeli tylko mamy możliwości transportowe, na pewno jest to gratka dla każdego miłośnika gotowania.
Produkowane, kute i rzeźbione w licznych warsztatach, do których często można zajrzeć podziwiając kunszt rzemieślników. Niekiedy dodatkowym elementem dekoracyjnym na przykład stolików są mozaiki. Oczywiście samolotem nie przewieziemy szafy czy łóżka, będziemy je mieli natomiast możliwość podziwiać w hotelach, czy pensjonatach, w których się zatrzymamy. Na szczęście często w ofercie handlarzy są też drobne rzeczy, jak ramy do luster, ramki do zdjęć czy inne dekoracyjne bibeloty. Skoro już o metalu mowa, warto zwrócić uwagę na garnki, patelnie i inne kuchenne utensylia wykonane z miedzi. Kute pracowicie wprost na ulicy, dzięki czemu niektóre części miast nie tylko wyglądają, ale też brzmią niesamowicie. Ponoć gotowanie w miedzianych naczyniach służy zdrowiu, więc może warto się skusić choćby na garnuszek?
Te najlepiej podziwiać po zmroku — wtedy najlepiej pokazują swoje prawdziwe piękno. Są zrobione z cieniutkiej blachy uformowanej w fantazyjny kształt z mnóstwem dziurek tworzących wzór. Wszelkich wielkości, od maleńkich po ogromne mające możliwość oświetlenia całego pokoju. Ich światło zapewnia niesamowity klimat w pomieszczeniu.
Wyrobem kosmetycznym, z którego słynie Maroko, jest olej arganowy, tłoczony tu od wieków. Jego walory zna każda kobieta lubiąca dbać o urodę. Jego ceny, zwłaszcza jeżeli znamy polskie stawki, będą dla nas miłym zaskoczeniem. Stoisk z kosmetykami jest w medynach bardzo dużo, jest w czym wybierać. Pamiętajmy jednak, że żeby olej był naprawdę dobrej jakości, powinien być w szklanej, ciemnej butelce. Na bazie oleju arganowego mamy tu również kremy, pomadki do ust, maski do włosów. Wszystko, żeby wyglądać zawsze pięknie i młodo. Kupując wyroby drogeryjne, pamiętaj, że kosmetyki mają swoje ograniczenia w bagażu podręcznym.
Maroko pachnie dobrze. Nie tylko jedzeniem i przyprawami, ale też, a może przede wszystkim perfumami i olejami eterycznymi. Perfumy, często w kostce bądź w postaci kryształów można kupić na straganach. Królują tu ambra i piżmo oraz ekstrakty z roślin. Bogata jest też oferta zapachów do mieszkań w postaci olejków do kominków, dyfuzorów zapachu czy świec. Zazwyczaj są one dobrej jakości, z naturalnych składników, a kompozycje są unikatowe dla regionu.
Zwłaszcza będąc w Fezie będziemy mieć w czym wybierać, gdyż tam właśnie zlokalizowane są tradycyjne, znane na całym świecie garbarnie. Asortyment jest bardzo szeroki, od maleńkich torebek po płaszcze i pufy. Jeżeli planujemy zakup skórzanych elementów, warto rozważyć przywiezienie sobie takiej pamiątki. Dodatkowo możemy zaoszczędzić, gdyż, zwłaszcza przy skutecznym targowaniu się z tutejszymi kaletnikami możemy dostać naprawdę dobrą cenę.
Tym, czego na pewno nie powinniśmy kupować są narkotyki. Zwłaszcza na północy kraju uprawia się mak do produkcji haszyszu, który potem jest oferowany turystom. Rzeczywiście może nam się zdarzyć, że podejdzie do nas ktoś i szeptem zapyta “you want some stuff?”. Nawet jeżeli mamy ochotę na dodatkowe wrażenia, należy bardzo uważać, bo dealer może się okazać policjantem. Możemy też paść ofiarą szantażysty.
Przykrym i niestety uciążliwym elementem kupowania jest zupełnie inne niż europejskie podejście sprzedawcy do klienta-turysty. Przybysz z innego kraju, zwłaszcza taki o jaśniejszej karnacji jest traktowany bardzo często jak po prostu nieograniczone źródło pieniędzy, które trzeba wykorzystać jak tylko się da. Powszechna jest postawa bardzo natrętnego, jak na nasze standardy, namawiania do kupienia czegokolwiek. Jak już raz okażesz słabość, to będą cię przekonywać na wszystkie sposoby, aż coś kupisz albo uciekniesz w popłochu. Jest to w pewnym sensie zrozumiałe, w końcu to biedny kraj. Do tego powszechne są wśród tubylców wyobrażenia o bogatej Europie i jej mieszkańcach, którzy mają pieniędzy w bród. Świadczy o tym już samo to, że mogą sobie pozwolić na podróż do innego państwa w celu innym niż zarobkowy. Dla turystów obowiązują też inne stawki towarów czy usług. Powszechnym jest np. menu bez cen. Dopiero kelner decyduje, ile dane danie kosztuje. Jakkolwiek by to uzasadnione nie było, jest jednak trudne do zaakceptowania, a niekiedy po prostu przykre.
Maroko jest krajem muzułmańskim, co aktualnie jest na pewno znacznie mniej zauważalne, niż jeszcze paręnaście lat temu. Mężczyźni ubierają się zupełnie europejsko, niekiedy zakładają tak zwaną dżelabiję, czyli szerokie luźne okrycie przypominające naszą koszulę nocną. Zazwyczaj koloru białego. Wśród kobiet w temacie strojów jest bardzo różnie. Młode dziewczyny noszą się jak w Europie i rzadko kiedy zakrywają włosy czy twarz. Bardziej dojrzałe panie w znacznej części noszą jedynie hidżab w połączeniu ze skromnym strojem. Widuje się również kobiety zakryte w całości łącznie z twarzą, jednak stanowią one mniejszość. Ciekawym obyczajem wśród Marokańczyków jest sympatia do kotów, która tu jest bardzo dobrze widoczna. Zwierzęta te są zadbane, zdrowe i w dobrej formie. Oswojone, dające się głaskać i wdzięcznie pozujące do zdjęć. W wielu miejscach są miseczki z wodą i karmą. Aż ma się wrażenie, że każdy kąt ma swojego kota. W znacznie gorszej sytuacji są tu psy, które są traktowane bardzo po macoszemu. Kolejnym obyczajem, który mile zaskakuje jest czystość. Widać, że ulice i uliczki są regularnie zamiatane, sprzątane. Śmieci są zazwyczaj usuwane w jedno miejsce. Niewiele jest dzikich wysypisk, znanych nam na przykład z południa Włoch. Jeżeli chcemy się poczuć jak prawdziwy Marokańczyk, możemy wybrać się do hammamu, czyli pewnego rodzaju łaźni. Tam czeka nas proces składający się z wielu części, mający na celu poprawę kondycji skóry, włosów oraz samopoczucia. Na kolejne etapy składa między innymi peeling rękawicą, mycie ciała czarnym mydłem z oliwek, sauna i masaż. Warto jednak przed rozpoczęciem usługi sprawdzić, czy miejscem, do którego się wybieramy spełnia nasze standardy jeśli chodzi o higienę. Korzystanie z hammamu dla tubylców może się dla nas wiązać z pewnym zaskoczeniem, gdyż tutejsze normy epidemiologiczne (w zasadzie kompletny ich brak) oraz obyczajowe bywają szokujące. Hammamy są podzielone według płci, rzadko mieszczą się nawet w jednym budynku.
W Maroku generalnie możemy się czuć bezpiecznie. Prawdopodobnie będziemy często zaczepiani przez miejscowych, którzy będą pytać, skąd jesteśmy. Niekiedy chcą oni po prostu sympatycznie zagadać, ale częściej będą próbowali nas namówić na jakąś usługę bądź towar. Uwaga na “życzliwych”, którzy oferują pomoc, chcą nas podprowadzić, albo pokazać coś. Nie ma nic za darmo. Będą żądali za to gratyfikacji. Trzeba, jak wszędzie pilnować swojego dobytku, żeby nie zostać okradzionym, zwłaszcza w tłumie i w plątaninie wąziutkich uliczek. Często widać policję i można przyznać, że tu mundurowi cieszą się posłuchem. Żeby nie narazić się na nieprzyjemne sytuacje, warto mieć odpowiedni strój. Dobrze kiedy mamy zakryte kolana i ramiona, co dotyczy obojga płci.
Baza noclegowa w Maroku jest przyzwoita i rezerwowanie przez popularne serwisy funkcjonuje sprawnie. Wiadomo, że w sezonie jest nieco drożej i trzeba się liczyć z mniejszą dostępnością, ale i tak jest dość dobrze. W starych częściach miast (medynach) najwięcej jest ofert typu B&B w tak zwanych riadach, czyli starych domach zaadaptowanych do przyjmowania turystów. Tradycyjny riad jest zbudowany na planie kwadratu z niewielkim patio wewnątrz oraz tarasem na dachu. Pokoje są rozmieszczone na kolejnych piętrach, a wchodzi się do nich z galerii. Często nie ma okien zewnętrznych, są tylko takie do wnętrza budynku. Jest to spowodowane ścisłą zabudową architektoniczną medyn oraz ochroną przed upałem, który latem jest często bardzo dotkliwy. Takie pensjonaty są zazwyczaj bardzo ładne, pełne efektownych dekoracji, rzeźbień, mozajek. Wewnątrz unosi się piękny zapach olejów, które są podgrzewane w specjalnych ceramicznych kominkach. Dużą wadą bywa hałas, który wynika z akustyki budynku. Jeżeli mamy zewnętrzne okno, prawdopodobnie będziemy słyszeć wszystkie dźwięki z ulicy, w tym nawoływania imama. Pierwsze jeszcze przed świtem. Z czystością bywa różnie. Ogólnie jest dość czysto, niestety zdarza się, że obsługa “zapomni” zmienić pościel po poprzednim gościu. Dobrze jest też upewnić się, czy w naszym pokoju będzie klimatyzacja/ogrzewanie. Pomimo to, że jesteśmy w Afryce w miesiącach jesiennych i zimowych jest nieraz bardzo chłodno, ogrzewanie się przydaje. Zwłaszcza jeżeli jesteśmy blisko pustyni. Warto mieć własny śpiwór. Łazienki nie są standardem w pokojach, musimy doczytać w ogłoszeniu czy nasz pokój ma swoją łazienkę. Możemy spotkać prysznic, który po prostu wystaje ze ściany bez żadnej kabiny czy wanny. W podłodze jest odpływ i to wszystko. Jest to rozwiązanie popularne w wielu miejscach na świecie również m.in w Azji. Oczywiście myjąc się, zalewamy całe pomieszczenie i wszystko, co się w nim znajduje. Ciepła woda zazwyczaj jest dostępna, przeważnie z bojlera. Ceny są bardzo różne. Jest taniej niż w krajach europejskich, czy w Polsce, jednak nie są to zawrotne różnice. Jeżeli robimy rezerwację przez popularny serwis, musimy doczytać, jakie są formy płatności, gdyż nie zawsze są to płatności online. Często nie ma możliwości płacenia kartą, wymagana jest gotówka w dirhamach albo w euro. Przygotujmy się również na konieczność zapłacenia podatku miejskiego, który wynosi 1-2 euro/dobę/os i rzadko kiedy jest uwzględniany w cenie w ogłoszeniu. Podczas płacenia może się okazać, że nasza należność będzie wyższa, niż zakładaliśmy. Jeżeli pensjonat oferuje śniadanie, będzie ono serwowane albo w patio, albo na tarasie. Przeważnie są to śniadania marokańskie, na które zazwyczaj składa się lokalne pieczywo (bardzo smaczne) oraz bagietki, masło, dżem, oliwa z oliwek, oliwki, serek topiony i jajko (sadzone bądź omlet). Do picia kawa, marokańska herbata, woda i często świeży sok pomarańczowy. Z pozoru niewiele, ale można się najeść.
Flagowym daniem kuchni marokańskiej jest tadżin, czyli potrawa z mięsa (zazwyczaj baranina, wołowina bądź kurczak) zapiekanego z warzywami (ziemniaki, marchew, cebula i inne) w specjalnym glinianym naczyniu o charakterystycznym wyglądzie z pokrywą w kształcie stożka. Danie występuje również w wersji wegetariańskiej, choć rzadko. Składniki się długo dusi na małym ogniu. Porcje wydają się niewielkie, ale potrawę jada się z chlebem, więc jest się sytym. Uwaga! Zarówno gliniane naczynie, jak i samo jedzenie jest bardzo gorące, trzeba uważać, żeby się nie poparzyć. Innym popularnym w Maroku daniem jest kuskus, czyli drobniutka kasza z pszenicy, która jest gotowana często na parze, dzięki czemu jest zupełnie sypka. Niekiedy występuje z rodzynkami, doprawiana cynamonem i innymi przyprawami, dzięki którym ma słodkawy posmak. Stanowi częściej danie samo w sobie niż dodatek do np. mięsa. Istnieją wersje z warzywami, czy z duszoną cebulą. Harira jest gęstą zupą z soczewicą i ciecierzycą na bazie zazwyczaj baraniny, z dodatkiem pomidorów i czosnku. Nieraz sprzedawana za dosłownie kilka dirhamów ze stoisk na wózkach, na których mieszczą się garnek i butla z gazem do podgrzania jedzenia. Wyżej opisane dania są popularnymi pozycjami w menu restauracji serwujących kuchnię marokańską. Nad morzem jada się więcej ryb i na pewno warto się na nie skusić, gdyż zazwyczaj są z bieżących połowów. Krążąc po ulicach medyn, nie musimy jednak wcale szukać restauracji, gdyż oferta street foodowa w pełni może zaspokoić nasz apetyt. Oprócz wspomnianych wcześniej zup możemy zjeść również całe mnóstwo potraw z grilla. Na rozgrzanej blasze kucharz podsmaża na bieżąco porcję mięsa, ryby bądź warzyw wybraną przez klienta, po czym ładuje wszystko do rozciętej bułki i zawija w papier. Inną opcją są wszelkiego typu kebaby, bardzo tu popularne. Często spotyka się też coś w rodzaju panini bądź tortilli zapiekanej z mięsem, czy warzywami. No i nieśmiertelna pizza, która tu stanowi istne kuriozum, gdyż bliżej jej do “polskiej pizzy” z serem gouda i keczupem, niż do włoskiego specjału. W ofercie bistro typu wózek można trafić na ślimaki. Nie są to takie wypasione winniczki jak we Francji, tylko lokalne niewielkie ślimaki gotowane w wywarze z przyprawami. Żeby wydłubać mięsko ze skorupki, należy się posłużyć wykałaczką. Nie jest to danie, raczej przekąska. W smaku przypomina nieco suszone grzyby.
Napoje zasługują na osobny akapit! Tym, co najbardziej na świecie się kojarzy z Marokiem, jest herbata z mięty. Parzy się ją w charakterystycznych metalowych dzbanuszkach. W składzie jest zielona herbata, gałązki i liście świeżej mięty oraz cukier. Napar jest przeważnie bardzo mocny i orzeźwiający. Żeby dopełnić rytuału, nalewa się ją z bardzo wysoka do niewielkich kolorowych, bądź zdobionych szklanek. Kawa jest bardzo dobra. Marokańczycy lubią pić kawę i widać na każdym kroku. W medynach często są stoiska serwujące ten napój i jest on dość tani (ok. 1 euro). Ciekawym rozwiązaniem są również mobilne kawiarnie. W bagażniku furgonetki jest zainstalowany ekspres do kawy. Takie samochody stoją w ruchliwych miejscach przy drogach, plażach i innych. Wrażenie robią też świeże soki owocowe. Stoiska pełne cytrusów, granatów i innych specjałów, które kuszą kolorami. Soki są wyciskane na naszych oczach, a finansowo wypada to niezwykle korzystnie.
Jak na kraj muzułmański przystało, o alkohol jest tutaj trudno, choć zakup nie jest niemożliwy. Istnieją nawet lokalne browary. W menu restauracji rzadko jednak znajdziemy ofertę piwa czy wina. Jeżeli już trafimy na bar, często działający w pełnej konspiracji, musimy się przygotować na niemały rachunek. Mała butelka piwa kosztuje tyle, co obiad dla jednej osoby.
Słodycze w Maroku są bardzo smaczne. Nie są po prostu bardzo słodkie, z czym można się spotkać w innych krajach, tylko mają wyraźny smak wynikający z nadzienia bądź aromatu. Popularnymi cukierniczymi dodatkami są tu woda z drzewka gorzkiej pomarańczy oraz woda różana. Oba te zapachy dodają ciekawego posmaku. Pieczone ciastka na przykład z ciasta podobnego do francuskiego z kremem bądź innym nadzieniem, a także pączki otoczone cukrem są smaczne, a do tego mają korzystną cenę. Na stoiskach możemy spotkać też baghrir, czyli naleśniki w strukturze przypominające gąbkę, do których dodaje się masło i miód.
Przyjemny kurort nad oceanem, popularny wśród turystów. Wiele osób z Polski zaczyna swoją przygodę z Marokiem właśnie tam, dzięki wygodnemu połączeniu tanimi liniami z Krakowa. Okolica charakteryzuje się łagodnym klimatem. Zimą temperatury zazwyczaj przekraczają 20 st. C w ciągu dnia, a latem nie ma upałów, które występują w innych regionach kraju. Największą zaletą miasta jest z pewnością wspaniała plaża. Piaszczysta z łagodnym zejściem, która ciągnie się przez wiele kilometrów. Warunki sprzyjają nie tylko plażowaniu, ale też uprawianiu surfingu i innych podobnych sportów. Sam Agadir nie ma zbyt dużo do zaoferowania turystom. Miasto bardzo ucierpiało podczas trzęsienia ziemi w 1960 roku. W latach 90 XX w. odbudowano medynę, stosując dawne techniki i tradycyjne materiały, jednak nie udało się nadać jej ducha. Zupełną nowością (inauguracja lipiec 2022) jest kolejka gondolowa, która ma swoje stacje nieopodal Kazby, skąd roztacza się widok na okolicę i zatokę oraz w centrum miasta. Niedaleko Agadiru, oprócz pięknych plaż znajdują się także rezerwaty przyrody, przede wszystkim ptactwa.
Marakesz jest jednym z największych i najważniejszych miast Maroka, zarówno pod względem historycznym, gospodarczym, jak i turystycznym. Dzięki wygodnym połączeniom lotniczym m. in z Warszawy oraz z licznych miast Francji czy Hiszpanii, cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem przybyszów z Europy. Jest to miejsce o unikatowym charakterze. Tutejsza medyna jest wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Brama Pustyni, tygiel kultur. Medyna Marrakeszu jest plątaniną wąskich uliczek i suków (zadaszonych targów), które podzielone są według asortymentu. Pierwsze wrażenie jest takie, że zaginiemy tam i nigdy już się nie odnajdziemy. Dajmy sobie szansę. Gdy to uczucie minie będziemy mogli się cieszyć niepowtarzalną atmosferą i doświadczymy czegoś, czego Europa nie ma. Główny plac, Dżami al-Fana (Jemaa el Fna) dobrze oddaje tutejszego ducha. Jest tłoczny i głośny. Pełen handlarzy, zaklinaczy węży, przechodniów i turystów. Po zmroku nabiera tajemniczego uroku. W Marrakeszu zakochał się słynny projektant mody Yves Saint Laurent. Do tego stopnia, że kupił willę, w której mieszkał i tworzył do swojej śmierci. Obecnie budynek wraz z ogrodami jest dostępny dla zwiedzających. Dla miłośników mody oraz osób chcących odpocząć od zgiełku medyny jest to cudowne miejsce, które warto odwiedzić. W samej galerii jest ekspozycja poświęcona twórczości projektanta zawierająca parędziesiąt strojów, m. in. sukienki inspirowane pracami Mondriana, czy żakiet wyszywany koralikami we wzór przedstawiający Irysy Van Gogha. Prawdziwą perełką jest jednak cudowny ogród, a w zasadzie park pełen wspaniałych roślin, cieszących oko.
Miasto, które na przestrzeni wieków walczyło z Marrakeszem o miano stolicy. Medyna oraz plątanina suków należy do największych na świecie. Łatwo się zgubić. Niekiedy gubią się też GPSy, dlatego podczas spaceru należy być uważnym i zapamiętywać szczegóły trasy. Najbardziej znanym widokiem są kadzie pełne barwników będące elementem lokalnych garbarni. Skóry w nich wyprawiane preparuje się niemal niezmiennie od średniowiecza. Żeby dostać się na taras, z którego można zrobić zdjęcie, trzeba przejść przez sklep z wyrobami ze skóry. Sympatyczny sprzedawca poda nam gałązkę mięty do wąchania, żeby nieco złagodzić smród unoszący się nad garbarnią, zwłaszcza w upale. Kurtki, torebki i inne akcesoria, trzeba przyznać są dobrze zrobione, a ceny korzystne. Jeżeli mam w planach kupić na przykład ramoneskę, to jest dobre miejsce. Spacerując wąskimi uliczkami medyny w Fezie, będziemy mieli okazję podziwiać przepiękne, rzeźbione oraz zdobione wejścia do meczetów, szkół koranicznych, czy nawet zwykłych domów. Charakterystyczna dla tej okolicy jest zielona dachówka, która dodaje budynkom uroku i elegancji. Przyjemnością podczas spacerów po mieście jest możliwość obserwowania rzemieślników przy pracy, na przykład wykonujących naczynia kuchenne z miedzi. Jeśli czas nam na to pozwala, warto wyjść poza medynę i zobaczyć inne oblicze miasta, eleganckie i bardziej nowoczesne. Wytchnienie od upału dają piękne parki, w których warto usiąść na ławce i choć przez chwilę nacieszyć oczy egzotyczną roślinnością.
Błękitne miasto w górach Rif, położone na wysokości 600 m n.p.m. Przez długie lata było enklawą i mało kto tam docierał. Pozostałości po protektoracie hiszpańskim słychać w lokalnym dialekcie, można też po hiszpańsku się tu dogadać. Centrum miasta jest niewielkie, ale niezwykle urocze. Tradycyjnie budynki maluje się tu na niebiesko i biało, co daje naprawdę niesamowity i bardzo malowniczy efekt. Warto po prostu pospacerować po tych wąskich, krętych uliczkach, ciesząc się uspokajającym kolorem połączonym z roślinnością i kwiatami. Dodatkowym walorem są koty, które są bardzo przyjazne i wdzięcznie pozują do zdjęć. Sprzedawcy są mniej natrętni, dzięki czemu kupowanie pamiątek też jest milsze. W sezonie miasto cieszy się znacznym zainteresowaniem turystów, przez co jest dość tłoczno, natomiast poza sezonem naprawdę można tu wypocząć.
Miejscowość położona na zachód od Fezu, na trasie do Rabatu. W przewodnikach jest opisywane jako urocze i starożytne. W rzeczywistości niestety rozczarowuje. Zwłaszcza gdy zwiedza się je jako kolejne po Marrakeszu i Fezie. Jeżeli i tak podróżujemy tą trasą, warto zjechać 30 km na północ od Meknes do stanowiska archeologicznego Volubilis. Są to największe i najlepiej zachowane rzymskie ruiny w Maroku. Podziwiać możemy tam całkiem nieźle zachowane elementy budynków oraz mozaiki. Bilety do kupienia w kasie na miejscu. Przy samej bramie dostępny parking.
Stolica Maroka, choć wcale nie jego największe miasto. Ważny ośrodek przemysłowy, turystyczny i akademicki. Miasto zadbane, eleganckie i ładne. Warto zwrócić uwagę na te nowsze dzielnice, które mają zupełnie inny charakter niż spotykany w miejscowościach w głębi kraju. Na uwagę zasługuje Katedra św. Piotra, która jest zbudowana w stylu art deco, choć z arabskimi smaczkami. Rozglądają się dookoła, można dostrzec więcej takich eleganckich budynków. Najważniejsze z nich znajdują się na ulicy Avenue Mohammed V, będącą najważniejszą reprezentacyjną aleją miasta. Rekomenduję spacer i chwilę wytchnienia w ogrodzie botanicznym, będącym tak naprawdę pięknym parkiem pełnym wspaniałych roślin. Wstęp bezpłatny. Najstarsze zabytki znajdują się w medynie, która jest otoczona murami miejskimi oraz w Kazbie, której wąskie uliczki są zlokalizowane na cyplu nad samym oceanem. Kolejnym miejscem w Rabacie, które trzeba odwiedzić są Wieża Hassana i Mauzoleum Muhammada V. Przy okazji możemy zrobić sobie spacer po willowej dzielnicy, w której znajdują się między innymi liczne ambasady. Po mieście można poruszać się nowoczesnymi tramwajami. Bilety do kupienia w automatach na przystankach.
Największe miasto Maroka (ponad 3,5 mln mieszkańców) oraz jedno z największych i najbogatszych miast Afryki. Ważny port tego kontynentu. Istotny ośrodek biznesowy, kulturalny i turystyczny. Rozsławione dodatkowo przez kultowy film Casablanca z Humphreyem Bogartem i Ingrid Bergman. Wiele osób narzeka, że jest to po prostu duże miasto pozbawione uroku. Każdy oczywiście ma prawo do swojej opinii, choć ta wg mnie jest krzywdząca. Casablanca ma po prostu swój własny unikatowy charakter. Największy rozwój miasta przypada na lata ‘20 i ‘30 XX w., co bardzo dobrze widać w architekturze. Budynki są w znacznej części albo w stylu modernistycznym, albo art deco. Ten drugi z arabskimi domieszkami, które dodają mu jeszcze czaru. Ulice są szerokie, wielopasmowe. Place, skwery i parki są eleganckie, zadbane, pełne wspaniałych roślin. Medyna nie zachwyca, wręcz przeciwnie, robi nieprzyjemne wrażenie. Symbolem miasta i przysłowiowym must see jest Meczet Hassana II (na zdj. poniżej, po lewej). Imponująca budowla wzniesiona tuż nad samym oceanem. Dla niemuzułmanów zwiedzanie wyłącznie w sposób zorganizowany po zakupie biletu. Nieopodal meczetu wspaniała promenada nadmorska. Casablanca jest też dobrym miejscem dla miłośników nocnego życia, które kwitnie tu jak nigdzie indziej w Maroku!
To niewielkie nadmorskie miasteczko nad Oceanem Atlantyckim, od wielu lat popularne wśród przybyszów z Europy. Ważny ośrodek windsurfingu. Fani Gry o Tron na pewno zorientują się, że niektóre sceny były kręcone właśnie tutaj. Ma nieco inny charakter niż pozostałe typowo “marokańskie” miejscowości choćby ze względu na to, że budynki pomalowane są na biało z błękitnymi detalami. Miło jest spacerować promenadą poprowadzoną przez mury obronne tuż przy spienionych falach. Widok na niedalekie wysepki jest bardzo ładny. W porcie możemy dostrzec pomalowane na niebiesko łódki, które na zdjęciach w internecie stanowią symbol miasteczka. Niestety, tu spotkanie wyobrażeń z rzeczywistością wypada niekorzystnie dla tej drugiej.
Popularną atrakcją wśród turystów jest kilkudniowa wyprawa na Saharę. Brałem udział w trzydniowej wycieczce tego typu w 2019 r. Pierwszego dnia, wczesnym rankiem spod riadu w Marrakeszu odebrał nas busik, którym jechaliśmy na zachód, w kierunku pustyni. Po drodze szybkie zwiedzanie ufortyfikowanej wioski (karsu) Ait Ben Haddou znanego z wielu produkcji filmowych, rzut oka na wąwóz Dades, obiad w polecanej przez kierowcę knajpie i nocleg w hotelu przy trasie. Drugiego dnia od rana kolejny etap podróży busikiem. Po dotarciu na miejsce docelowe (ostatnia wioska przed pustynią — taki pitstop dla karawan), zapakowano nas na wielbłądy i zawieziono do obozu w głąb pustyni. Oczywiście wszystko działo się pod okiem przewodników (nomadów) i było częścią przemysłu turystycznego, mającego niewiele wspólnego z autentycznością. Na miejscu, tj. w obozie, turyści mieli kilka godzin wolnego, po czym wszyscy zebrali się na wspólnej kolacji (oczywiście tagine) okraszonej tradycyjną muzyką i śpiewem. Na pustyni nocuje się w namiotach, dlatego zdecydowanie przydadzą się śpiwory, choć trzeba przyznać, że gospodarze są wyposażeni w swoje koce. Trzeci dzień to pobudka wczesnym rankiem i podróż na grzbietach wielbłądów do bazy, gdzie czekało na nas śniadanie i kierowca busika. Później już tylko całodniowy przejazd do Marakeszu. Czy gra jest warta świeczki? Biorąc pod uwagę, że całość zajmuje aż 3 doby, które można poświęcić na zwiedzanie innych miejsc, muszę przyznać, że mam mieszane uczucia. Wycieczka na wielbłądach i nocleg w namiocie na Saharze może robić wrażenie, ale pamiętajmy, że wszystko, co nas tam spotka, jest spektaklem obliczonym na zaspokojenie turystycznych potrzeb. Kiedy uda nam się wspiąć na wydmę, łatwo zauważyć, że w zasięgu wzroku znajduje się kilka turystycznych oaz z palmami daktylowymi. Zdecydowanie najlepszym wspomnieniem z tej wycieczki była bezkresna cisza panująca na pustyni, którą można zastać na odosobnionej wydmie. To doświadczenie zapamiętam na długo. - Andrzej Fiszer
Maroko jest ciekawą, bezpieczną propozycją dla osób, które chciałyby doświadczyć czegoś innego, niż w Europie, ale nie mają ochoty daleko lecieć i zmieniać strefy czasowej. Ciekawa mieszanka kultur i wpływów, historii i teraźniejszości, tradycji i rozwoju. Piękne plaże, wspaniałe góry, dzika przyroda, wielowiekowa cywilizacja, świetne jedzenie. A do tego gościnni ludzie i obietnica przygody. Dajmy się jej porwać!